Strona główna / Interpretacje / Aktualności / W tych dźwiękach jest świat. Rozmowa o słuchowiskach z Januszem Łastowieckim
W tych dźwiękach jest świat. Rozmowa o słuchowiskach z Januszem Łastowieckim
15/11/2018

Rozmowa z Januszem Łastowieckim, jurorem w konkursie słuchowisk Teatru Polskiego Radia

Czy pamiętasz swoje pierwsze spotkanie ze słuchowiskiem?

Janusz Łastowiecki*: Tak. Spotkaliśmy się podczas jednej, wakacyjnej nocy. Nie wiedziałem, kto to tak „inaczej” do mnie mówi. I nie krzyczy. Okazało się, że to Sherlock Holmes w przewrotnym słuchowisku „Kto zabije Sherlocka Holmesa”. To jednak spotkanie na jednej z francuskich wiosek z bezdomnym Jakubem o głosie Mariana Opani było tym prawdziwym początkiem. Wówczas, nasłuchując w żółtych słuchawkach wrocławskiej rozgłośni, zdarzył się mój mały kosmos. Nagle zdałem sobie sprawę, że tam – w tych dźwiękach – jest świat, którego nigdy nie zobaczę i będę mógł go tylko marzyć. I w tę stronę poszedłem.

Wydaje się, że słuchowisko jest szczególnie wymagającą formą, potrzebującą odpowiednich warunków, skupienia.

Kiedyś nie do pomyślenia dla mnie było, że można słuchać dźwiękowisk i robić coś jednocześnie. Dzisiaj nie jestem już tak radykalny. Trzeba jednak pamiętać, że tam, w tym audioświecie, są słowa i muzyczne interwały, których nie jesteśmy w stanie odebrać w każdej sytuacji. Rzeźbiarz czy dentysta mogą się pewnie relaksować przy szeptaniu Wiktorii Gorodeckiej czy elektrycznej Sandrze Korzeniak. Jednocześnie, pod kołdrą, w totalnej ciszy można słuchać i nic nie usłyszeć. To nie warunki, ale nasze nastawienie czyni pomyślny odbiór.

Sądzisz, że słuchowisko jest dobrą, odpowiednią formą obcowania z teatrem dla człowieka XXI wieku?

Zależy, do jakich teatrów chodzimy (śmiech). Słuchowisko było oporne na ludzi teatru. Z materią radia zmagały się wielkie nazwiska polskich scen. Przychodzono do radia w kostiumach. Ale to było na długo, długo przed tym jak dowiedziono, że istnieje „uroda radiowa”, której nie trzeba pudrować i perfumować. Ta uroda radiowa bardziej trafia dziś do widzów kinowych niż teatromanów. Realizacyjnie, słuchowisko to film dźwiękowy. W radiu reżyserzy filmowi szybciej odnajdują się, są sprawniejsi. Tym bardziej dzisiaj, gdy słuchowiska zaczynają wchodzić w dalsze plany akustyczne, nie fokusować się na tym jednym wybrańcu – Konradzie czy Hamlecie. Dzisiaj słuchaczy interesuje bardziej, jak skamlą królewskie psy, które monarchini rozkazała udusić. Czy jabłko Hamleta (w słuchowisku binauralnym) będzie się turlać dookoła nas? Czy więzień Gułagu może mieć tak drewniany głos jak drzewo, które ten nieszczęśliwy człowiek tnie zardzewiałą piłą? Oto są pytania.

Sam pracujesz w różny sposób nad słuchowiskami. Czy możesz opowiedzieć o swoim obecnym projekcie i planach?

Jest taka pokusa. Mam w głowie historię, którą chciałbym zrealizować w radiu. O pewnych górach, w których jedni znikają, a drudzy się odnajdują. Mówię „pokusa”, ponieważ jako krytyk radiowy i badacz powinienem patrzeć z daleka, z wysoka i nie wiem, z czego jeszcze. Jest taka niepisana zasada, która mówi, że polonista nie napisze prawdziwych wierszy, bo za długo w tym siedzi, by stworzyć coś oryginalnego. Staram się więc czyścić głowę i stawać się tym 14-letnim Jankiem, by ciągle ufać, że istnieje ta dźwiękowa otchłań, gdzieś tam daleko, dalekuśko, daleczeńko. A ta, jak w wierszu Miłosza, czeka. Bardzo ją proszę, by czekała.

*dr Janusz Łastowiecki jest jurorem sekcji słuchowisk Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje.

Agnieszka Markowska
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 4

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: