Strona główna / Interpretacje / Aktualności / Esej „Krystian Lupa. Reżyser na wyspie uciekinierów”
Esej „Krystian Lupa. Reżyser na wyspie uciekinierów”
Krystian Lupa, fot. N. Kabanow
12/11/2020

Zapraszamy Państwa do lektury tekstu o spektaklu „Capri – wyspa uciekinierów” w reżyserii Krystiana Lupy, który zaprezentujemy w sobotę 21 listopada online w ramach wydarzeń zapowiadających XX edycję INTERPRETACJI. Autorem eseju jest Roman Pawłowski, jeden z selekcjonerów festiwalu.

***

Krystian Lupa. Reżyser na wyspie uciekinierów

W 1941 roku włoski intelektualista i dziennikarz Curzio Malaparte wyruszył do Ukrainy, aby relacjonować dla dziennika „Corierre della Sera” działania wojenne na froncie wschodnim. Jako dawny zwolennik Benito Mussoliniego i włoskich faszystów posiadał zaufanie niezbędne, aby spotykać się z wysoko postawionymi urzędnikami i oficerami, organizującymi nazistowski podbój Europy. Przez kolejne miesiące pisał o postępach armii niemieckiej na Wschodzie, odwiedził także okupowaną Polskę i Finlandię. Rozmawiał w Krakowie z gubernatorem Hansem Frankiem, w Warszawie zwiedził getto i spotkał się z gubernatorem Ludwigiem Fischerem.

Swoje fabularyzowane reportaże wojenne zebrał w książce „Kaputt”, wydanej w 1944 roku po wkroczeniu wojsk amerykańskich do Włoch. To jedno z najbardziej wstrząsających świadectw wojennego okrucieństwa. Tym bardziej poruszające, że przedstawia perspektywę najeźdźców, nie ofiar. Jego dopełnieniem była opublikowana pięć lat później „Skóra” – panorama zniszczonego wojną Neapolu i jego mieszkańców, dotkniętych traumą.

Malapartego czyta się dzisiaj tak, jakby pisał specjalnie dla Krystiana Lupy. Diagnozy włoskiego pisarza są uderzająco bliskie myśleniu polskiego reżysera na temat kryzysu Europy. Lupa od lat konsekwentnie buduje swój teatr na podobnych apokaliptycznych wizjach schyłku Starego Kontynentu, zawartych przede wszystkim w dziełach austriackich pisarzy: Musila, Kubina, Brocha, Bernharda, Schwaba. „Kaputt” i „Skóra” wywodzą się z tego samego krytycznego nurtu, co „Plac Bohaterów”, „Człowiek bez właściwości” czy „Lunatycy” – XX wiecznej literatury kwestionującej europejskie status quo, wyrażającej rozczarowanie człowiekiem epoki nowoczesności i piętnującym okrucieństwa cywilizacji. Malaparte podobnie jak Broch czy Bernhard pokazuje brutalny rozpad więzi społecznych i upadek człowieka, wywolany wojną totalną. Jego książki to elegia na śmierć Europy, jej kultury i cywilizacji.

Do tego spotkania musiało więc dojść wcześniej czy później. Oparty na prozie Malapartego spektakl „Capri – wyspa uciekinierów” wpisuje się w całą linię przedstawień Krystiana Lupy, analizujących kryzys relacji międzyludzkich i rozpad tradycyjnych wartości. Od wczesnych inscenizacji dramatów Witkacego, prorokującego powszechnego zbydlęcenie ludzkości; przez realizowane dwukrotnie „Miasto snu” Alfreda Kubina – obraz dystopijnego państwa rządzonego przez obłęd i paranoję; dwuczęściową adaptację „Lunatyków” Hermanna Brocha, opowiadającą o rozkładzie więzi społecznych u progu I wojny światowej; po pełne wściekłej nienawiści do mieszczańskiej kultury i wyrastającego z niej nacjonalizmu dramaty i powieści Thomasa Bernharda czy groteskowe, świętokradcze i prowokacyjne „Prezydentki” Wernera Schwaba – Lupa mierzy się od dobrych kilku dekad z tematem kryzysu europejskiego DNA. Oryginalność jego spojrzenia polega na tym, że źródeł tego kryzysu szuka w głębokiej psychice i sferze nieświadomości, którą eksploruje z dziełami Carla Gustawa Junga w ręku. Jungowska teoria cienia – wypartej strony osobowości indywidualnej i zbiorowej, z którą człowiek nie chce lub nie może się skonfrontować, jest w teatrze Lupy kluczem do zrozumienia wielkich procesów społecznych i kulturowych. A podstawą jego języka teatralnego – praca z aktorami i aktorkami nad psychologią międzyludzkich relacji, która przynosi niezwykłe rezultaty.

Centralną postacią w spektaklach Lupy jest najczęściej artysta: odrzucony, niezrozumiany, uwięziony w swoich obsesjach i balansujący na granicy obłędu. To nienasyceni życiem i sztuką, wypaleni artyści i filozofowie z dramatów Witkacego. To gorzkie, przegrane postaci twórców z powieści i dramatów Bernharda: Konrad z „Kalkwerku”, daremnie próbujący napisać studium o słuchu, Moritz Meister – opętany pychą geniusz literatury z „Na szczytach panuje cisza”, wzorowana na Ludwiku Wittgensteinie postać filozofa z „Rodzeństwa”, który zamyka się w domu wariatów aby uprawiać logikę. To Marilyn Monroe – aktorka z „Persony. Monroe”, która nie uniosła ciężaru własnej legendy i Elżbieta Vogler, zapożyczona od Bergmana bohaterka drugiej części cyklu: „Persona. Ciało Simone”, aktorka, która mierzy się z rolą francuskiej mistyczki Simone Weil. To wreszcie Andy Warhol i jego anarchistyczna republika artystów i odmieńców z „Factory 2”, wytwarzających nowy, osobny świat na marginesie oficjalnego.

Niech nas jednak nie zwiedzie ten autotematyzm: w udręczonych, przeżywających kryzysy twórcze artystach i artystkach Lupa dostrzega osoby o szczególnej wrażliwości, które jako pierwsze wyczuwają sygnały nadchodzącego kryzysu. Jego bohaterowie i bohaterki są jak sejsmografy, rejestrujące wstrząsy pod powierzchnią społecznego życia. I płacą pierwsi wysoką cenę za nadchodzącą katastrofę.

Taki jest Malaparte, bohater „Capri – wyspy uciekinierów” – pisarz, na którego skórze wypisana jest historia XX wieku. Syn Niemca i Włoszki, weteran I wojny światowej, który po jej zakończeniu przybrał przewrotny pseudonim Malaparte (z włoskiego: „zła część”) będący odwróceniem nazwiska Napoleona Bonaparte („buona parte” – „dobra część”). Intelektualista, który w latach 20. wsparł włoskich faszystów, następnie krytyk dyktatury, wtrącony do więzienia za pogardliwą opinię o Hitlerze, wyrażoną w książce o technice przewrotów politycznych. Po wojnie zwolennik komunizmu i maoizmu, co nie przeszkadzało mu szukać pociechy duchowej w Kościele katolickim.

Lupa konstruuje akcję „Capri” wokół wędrówki tego współczesnego Kandyda przez objętą wojną Europę. Zaczyna się ona i kończy w Casa Malaparte – modernistycznej willi na Capri, w której pisarz spędził kilka lat na wygnaniu. Przypominający twierdzę dom z oknami na Morze Tyrreńskie jest kolejną w teatrze Krystiana Lupy przestrzenią azylu, po Perle – mieście snu z powieści Alfreda Kubina, przytułku dla bezdomnych z „Azylu” wg „Na dnie” Gorkiego, odrapanym dworcu w „Poczekalni 0” czy nowojorskiej pracowni Warhola. To miejsce odosobnienia, luksusowe więzienie, ale i magiczna przestrzeń poza czasem, w której spotykają się Curzio Malaparte, filmowcy Fritz Lang i Jean-Luc Godard, Brigitte Bardot a nawet Jezus Chrystus, wypełniający lodówkę w cudowny sposób jedzeniem.

Wojenne relacje Malapartego Lupa włącza w szerszy kontekst kulturowy: spektakl otwiera nawiązująca do Genesis scena z nagimi Adamem i Ewą, która różni się od biblijnej wersji znamiennym szczegółem: to nie Ewa sięga po zakazany owoc, ale Adam. Wykorzystane w spektaklu fragmenty „Pogardy” Godarda odsyłają do mitu o

Odysie, wypatrującym Itaki na horyzoncie morza. Problem polega na tym, że za mgłą nic nie widać. Przyszłość człowieka jest nieprzenikniona, istnieje tylko krwawa i traumatyczna przeszłość, powracająca w scenach rozstrzelań z getta warszawskiego, w migawkach z żołnierskiego burdelu gdzieś na froncie wschodnim, kontrapunktowanych salonowymi konwersacjami ze zbrodniarzami wojennymi.

Ten spektakl jest rozwinięciem krytyki opresyjnej rzeczywistości, zawartej w spektaklu Lupy wg „Procesu” Kafki z 2017 roku. O ile jednak „Proces”, zrealizowany dwa lata po dojściu do władzy w Polsce nacjonalistycznej prawicy, był bezpośrednią reakcją na zagrożenie wolności wywołane powrotem skrajnych, ksenofobicznych i populistycznych ideologii, o tyle „Capri” sięga głębiej. Pokazuje faszyzm, hitleryzm i powojenny włoski komunizm jako etapy upadku tego samego systemu, opartego na dominacji jednej grupy społecznej: białych heteroseksualnych mężczyzn i jednej ideologii: kapitalizmu.

W ostatniej części spektaklu z powojennego chaosu moralnego rodzi się nowa rzeczywistość: aktorzy odtwarzają opisany w „Skórze” neapolitański rytuał Figliata dei Femminielli, nawiązujący do antycznego święta płodności. Homoseksualny mężczyzna przebrany w kobiecy strój „rodzi” drewniane niemowlę z wielkim fallusem, które uczestnicy ceremonii przekazują sobie z rąk do rąk. Po chwili jednak porzucają totem i siadają do makaronu. Innego końca świata nie będzie – zdaje się mówić Lupa.

Ten wielowątkowy spektakl uwodzi wirtuozerską formą, łączącą film, projekcje wideo i teatr. Porusza świetnym aktorstwem, zwłaszcza Juliana Świeżewskiego i Grzegorza Artmana grających młodego Malapartego i Piotra Skiby wcielającego się w starego bohatera, a także Michała Czachora w wybitnej roli Hansa Franka. Jednocześnie wprowadza w stan głębokiego niepokoju. „Jak ogłupiałe zwierzęta błąkające się po zdziczałym ogrodzie… Z utraconym celem i kierunkiem, ze zgubioną gdzieś wolą życia” – mówi z rozgoryczeniem stary Malaparte, patrząc na zgromadzone w swoim domu cienie bohaterów. „Dwa tysiące lat stracone” – dodaje. To najbardziej gorzki rachunek, jaki wystawił swojej epoce teatr.

Roman Pawłowski

Tekst pochodzi z katalogu XX INTERPRETACJI

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: