Recenzja spektaklu konkursowego „Kiedy stopnieje śnieg”

Publikujemy kolejną recenzję spektaklu konkursowego „Kiedy stopnieje śnieg” w reż. Katarzyny Minkowskiej z TR Warszawa. Jej autorem jest Konrad Sosiński.

*

Kozetka w prosektorium

Spektakl Katarzyny Minkowskiej i Tomasza Walesiaka to dość przewidywalne „studium” polskiej rodziny, w którym trudno wskazać coś, co wykraczałoby poza utarty schemat obrazowania skomplikowanych relacji ludzi, zniewolonych poprzez więzy krwi.

W świat przedstawienia wkraczamy razem z trójką bohaterów, którzy, zmuszeni przez zaistniałe okoliczności, zmierzają na spotkanie z krewnymi do domu najstarszego z kuzynów. Tam poznajemy kolejne postacie – reprezentantów trzech pokoleń na pozór zwykłej, podmiejskiej rodziny. Oczywiście – zgodnie z narodową tradycją – to zgromadzenie bliskich szybko przeistacza się w zbiorową terapię, podczas której bohaterowie wypowiadają wiele gorzkich słów i wytykają sobie wzajemne wady. Tylko w nielicznych momentach wspominają o prawdziwej, tragicznej przyczynie spotkania, w którym uczestniczą.

Nagromadzony przez autorów scenariusza konglomerat problemów i animozji sprawia, że w pewnym momencie tragedia przedwczesnej śmierci, bez której nie byłoby rzeczonego zjazdu krewnych, zepchnięta zostaje gdzieś na odległy plan (czemu zupełnie nie służy snująca się w znużeniu postać Aleksandry Popławskiej).

Owszem, mamy tutaj zaprezentowane różne sposoby radzenia sobie z żałobą (najoszczędniej i najpełniej wyrażone przez Tomasza Tyndyka), ale oprócz tego pojawia się jeszcze przynajmniej jedenaście dodatkowych komplikacji. W pewnym momencie jest tego po prostu za dużo. Dodatkowo reżyserka funduje publiczności dziwną humorystyczno-tragiczną mieszankę realistyczno-fantastycznych intertekstualnych i intermedialnych odniesień oraz zupełnie nietrafionych one-linerów, która może przytłoczyć nawet bardzo wyrozumiałego widza.

Na uwagę zasługuje natomiast wizualny aspekt przedstawienia. Łukasz Mleczak w powściągliwej, ale jakże wymownej scenografii zawarł wszystko, co, według mnie, niejako wymknęło się pozostałym twórcom. Wymownie połączył poziom introspektywnej rewizji rodziny oraz realny wymiar tragedii, która ją dotknęła. Przede wszystkim uderza wyraźnie zarysowana opozycja pomiędzy ciepłem pokoju najmłodszej domowniczki, a salonem, w którym gromadzą się jej najbliżsi.

Surowa aranżacja tego pomieszczenia – wytyczona przez ociężale zwisające, szerokie pasy półprzeźroczystej gumy – to nic innego jak sala prosektoryjna, w której przeprowadzana jest wiwisekcja spękanej na wielu poziomach grupy krewniaków. Ponadto metalowy blat na kółkach, przy którym zasiadają i dyskutują bohaterowie, do złudzenia przypomina stół sekcyjny.

W tym chłodnym entourage’u ogołocona i rozczłonkowana rodzina czyni sobie wzajemne wyrzuty, nie oszczędzając nikogo. Jedynie widziany za pośrednictwem oka kamery pokój nastolatki wymyka się temu nabrzmiałemu starciu charakterów. Do ostatnich scen pozostaje oazą tęsknoty i bezwarunkowej miłości. Ci, którzy nie wyszli poza „prosektorium” pozostają w rozbiciu. Być może ich ponowne scalenia będzie możliwe dopiero wtedy, kiedy stopnieją dzielące ich połacie śniegu.

Spektakl Katarzyny Minkowskiej i Tomasza Walesiaka to kolejna z wielu powstających w ostatnich latach wizualizacji tego, jak krzywdzące mogą być więzy rodzinne. Twórcy przedstawili rzeczony problem w sposób przykładny, ale jednocześnie zupełnie mechaniczny. Ich obdukcja pokiereszowanych relacji krewniaczych zatrzymała się na etapie wstępnego rozpoznania, bez sformułowania jakichkolwiek diagnoz i wniosków na temat wyniszczającej truchło rodzinny bohaterów choroby.

Konrad Sosiński
T
ekst powstał na zamówienie
XXII INTERPRETACJI
w ramach współpracy ze studentami
kierunków: kulturoznawstwo, kultury mediów i polonistyka
na Uniwersytecie Śląskim

WIĘCEJ TEKSTÓW W DZIALE RECENZJE