Zapraszamy do zapoznania się z recenzją spektaklu „Kiedy stopnieje śnieg” w reż. Katarzyny Minkowskiej z TR Warszawa autorstwa Marty Konsek.
*
„Rodzina źródłem cierpienia”
To niewątpliwie trudny spektakl wywołujący skrajne uczucia. Może intrygować zastosowaniem środków teatralnych i zachwycać aktorstwem, a może powodować zmęczenie wykorzystanymi schematami i złościć sposobem przedstawienia tematu.
Reżyserka dzieła – Katarzyna Minkowska – zabiera widza w głąb skomplikowanych relacji rodzinnych, bazując na wątkach autobiograficznych. “Kiedy stopnieje śnieg” to autorski scenariusz stworzony przez Minkowską oraz Tomasza Walesiaka, przedstawiający wielopokoleniową rodzinę w kryzysie. Akcję dramatu zawiązuje wiadomość o tragedii, która sprawia, że członkowie rodziny spotykają się w jednym domu, by zjednoczyć się w obliczu dramatycznych wydarzeń. Jednak gdy spotykają się wszyscy razem, między bohaterami kipi jak w kotle…
Zgaduję, że zamysłem reżyserskim było przerysowanie niektórych skrajnych zachowań, zwłaszcza w skomplikowanej siatce powiązań i relacji w rodzinie, a następnie ich krytyka. W tak zobrazowanych postaciach niejednokrotnie można dostrzec własne wady i słabości, co wywołuje u widza refleksje nad samym sobą, jednak w tym portrecie rodzinnym zdecydowanie brakuje wrażliwości, delikatności i ciepła. Spektakl męczy scenami ciągłych kłótni i krzyków oraz odkrywania traum u kolejnych bohaterów.
Po zobaczeniu przedstawienia ze smutkiem i rozczarowaniem stwierdzam, że pokazywanie rodziny jako źródła cierpienia wciąż jest na piedestale. Jednak czy w czasach wszechkryzysu, w tym galopującego kryzysu demograficznego, nie warto poważnie zastanowić się nad tym paradygmatem i jego przedstawieniem w kulturze?
Odchodząc na moment od tematyki przedstawienia, warto skupić się na teatralnych środkach wyrazu. Na scenie zastosowano multimedia – projekcje wyświetlane są na żaluzjach okalających wnętrze sceny i ekranach telewizyjnych z przodu sceny. Obecna jest też kamera rejestrująca wydarzenia w czasie rzeczywistym. Intensywne emocje oraz absorbujące multimedia sprawiają, że na scenie panuje harmider. Elementy multimedialne oraz wątek kuzynki-filmowczyni wpisują spektakl w zauważalny ostatnio trend fascynacji filmem przez twórców teatralnych. Osobiście odczuwam już przesyt tej modnej konwencji jako zapożyczonej i wtórnej, a nie świeżej i odkrywczej w całej palecie teatralnych możliwości i inspiracji.
Na uznanie zasługuje gra aktorska. Można powiedzieć, że spektakl jest jedną wielką sceną zbiorową rozgrywającą się w rodzinnym salonie. Wyjątkiem są sceny jazdy samochodem oraz – pomysłowo ogrywane – inne pokoje. Nawet gdy fizycznie aktor znika ze sceny, widzimy jego działania za pomocą oka kamery.
Język, którym operują bohaterowie jest, według mnie, niepotrzebnie wulgarny. Postacie przeklinają, żeby podkreślić swoje wzburzenie, jednak brakuje w tym naturalności, a pozostaje niesmak. Wypowiadane przez bohaterów kwestie nie mają w sobie empatii, więc trudno polubić któregokolwiek z nich i podążać za rozgrywającą się historią.
Przestrzeń gry jest bogata semantycznie, co z jednej strony jest przyczynkiem do szerokiego interpretowania i pomysłowego jej wykorzystywania, z drugiej – może stwarzać wrażenie przesytu.
Spektakl “Kiedy stopnieje śnieg” z pewnością wywołuje wśród widzów żywe dyskusje, bo nie jest dziełem nijakim. Mimo mojej krytyki sądzę, że znajdzie wielu sympatyków. Mnie jednak boli obraz rodziny, który reżyserka przedstawia na scenie. Początek sugeruje, że bohaterowie spotkali się bardziej z konwenansu, przymusu i dla sensacji, a nie z potrzeby serca. A szkoda, bo takie rozwiązanie mogłoby ocieplić i zniuansować wizerunki bohaterów.
Marta Konsek Tekst powstał na zamówienie XXII INTERPRETACJI w ramach współpracy ze studentami kierunków: kulturoznawstwo, kultury mediów i polonistyka na Uniwersytecie Śląskim