Publikujemy recenzję konkursowego słuchowiska Teatru Polskiego Radia „Nasza kamienica” w reżyserii Michała Wdowiaka. Autorem jest Wojciech Nowak.
*
„Przemoc pod warstwą ciepła”
„Nasza kamienica” to słuchowisko, którego opisu nie sposób nie podzielić na dwie części. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z doskonałą obróbką dźwiękową, subtelnym jazzem oraz przekonującą grą aktorską, z drugiej – z wyborem tekstu, który złożony jest z żartów o przemocy wobec dzieci oraz jednej kobiety. Sytuacje te pozostawione są jednak bez komentarza.
Całość rozpoczyna się podniosłym monologiem głównego bohatera, narratora o nazwisku identycznym z autorem oryginalnego tekstu – Melchiora Wańkowicza (ur. 1892, zm. 1974), pisarza znanego przede wszystkim z reportaży oraz autobiograficznych gawęd.
Tenże narrator mówi, że kamienica, w której przyszło mu zamieszkać w Warszawie przy ulicy Puławskiej 10, jest niby „mikrokosmosem Polski” (dopowiem, że chodzi o PRL z przełomu lat 50. i 60.) Zamieszkują ją ludzie wracający do ojczyzny, kierujący się „użytkową filozofią” oraz „solidarnością maluczkich”. Ta metafora wyrażona zostaje za pomocą krótkich humorystycznych anegdot, których głównym tematem jest relacja Melchiora z grupką mieszkających w kamienicy dzieci.
W tym miejscu należy docenić aktorów dziecięcych, którzy stworzyli wiarygodne postaci i równie wiarygodną jest relację z Melchiorem. Szkoda tylko, że pod warstwą ciepła skrywana jest przemoc.
Słowem, które powtarza się nagminnie słuchowisku, jest „rżniątko”, czyli pieszczotliwe określenie kary fizycznej, którą wobec dzieci stosują ich rodzice… no i sam Melchior w jednej ze scen. Jest to najbardziej wstrząsający moment, więc poświęcę tej scenie więcej miejsca, ale najpierw wymienię inne. Są to: odgórnie zarządzone zabudowywanie suszarni w kamienicy; problem z piecem Melchiora, który wybucha; zatrzaśnięcie tegoż w windzie; cwaniactwo mechanika samochodowego; no i wyliczanie funkcji, jakie to dzieciaki przyjmują w relacji z pisarzem, przynosząc mu plotki o mieszkańcach kamienicy oraz donosząc, które z nich wyrządziło innym psikusa. Ta ostatnia sytuacja będzie przyczyną „rżniątka” urządzonego przez samego Melchiora.
Dzieci wymyśliły sobie zabawę polegającą na dzwonieniu do drzwi Melchiora, a następnie jak najszybszą ucieczkę spod drzwi. Zdenerwowany tym pisarz ustalił (z pomocą donosicieli) ostatniego sprawcę tego działania, i urządził mu „różniątko”, czyli zwyczajnie go pobił. Cała sytuacja została przedstawiona jako żart, ale to nie koniec tej sceny, ani mojego oburzenia.
Do pisarza z piątego piętra przychodzi matka pobitego dziecka o nazwisku Misiakowa, która zaczyna go wyklinać i to tak mocno, że ten chowa się u siebie w mieszkaniu i zapisuje te wszystkie przekleństwa z reporterską uwagą. Słuszny gniew matki zostaje tu całkowicie zbagatelizowany, ale to jeszcze nie koniec. Puentą całej tej sytuacji jest przybycie męża Misiakowej, który na wieść o tym, co się stało, pobił swojego syna, a później żonę.
Poświęcam tej scenie tyle uwagi ze względu na brak jakiegokolwiek komentarza, który by sygnalizował niewłaściwość takiego zachowania. Co więcej, nawet muzyka, którą chwaliłem powyżej, jest współwinna, gdyż każda ze scen, w zamyśle twórców pozornie zabawnych, kończy się motywem przywodzącym na myśl kreskówkę „Zwariowane melodie”. Mój główny problem z oceną słuchowiska i powód tego, że uważam realizację „Naszej kamienicy” za projekt nieudany, pomimo naprawdę fantastycznej roboty realizatorów dźwięku oraz aktorów, wiąże się z wrażeniem, że twórcy nie poddają refleksji opracowanego przez siebie tekstu. Na dodatek cała warstwa audialna każe myśleć, że mamy do czynienia z niewinną komedią, także sam zasugerowany gatunek tekstu, czyli gawęda, usypia czujność słuchacza.
Pierwsze minuty słuchowiska były naprawdę ciekawe. Opowieść o tym, jak Melchior próbuje, niby w kafkowskiej sytuacji, załatwić sprawę zabudowywanej suszarni, zapowiadała parodię absurdów systemu PRL-u. A pierwsze wspomnienie o dzieciakach wskazywała na czułość wobec najmłodszych. Natomiast zamiast parodii i czułości wysłuchałem słuchowiska, które używa humoru do chyba najgorszej jego funkcji – do bagatelizacji przemocy i problemów społecznych.
Wojciech Nowak Tekst powstał na zamówienie
XXII INTERPRETACJI w ramach współpracy ze studentami kierunków: kulturoznawstwo, kultury mediów i polonistyka na Uniwersytecie Śląskim