Recenzja spektaklu konkursowego „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”

Publikujemy drugą już recenzję spektaklu prezentowanego w konkursie o Laur Konrada – „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” w reż. Mateusza Pakuły z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. Autorami są Adrian Kotnis i Damian Kulig. 

*

„Poruszająca historia”

Mogłoby się wydawać, że przeniesienie na deski teatralne swoistego dziennika umierania będzie niemal niemożliwe. Jak jednak udowodnił autor i reżyser Mateusz Pakuła, bez wymyślnych inscenizacji poszczególnych wydarzeń, a jeśli już, to za pomocą bardzo oszczędnych środków, można przedstawić tę historię w sposób najprostszy i najszczerszy, opowiadając ją publiczności.

Choć temat eutanazji w Polsce wciąż budzi kontrowersje, Mateusz Pakuła stara się przecierać szlaki, co udaje mu się z niemałym powodzeniem. Dowodem na to jest fakt, że po emisji spektaklu w Teatrze Telewizji po raz pierwszy odbyła się otwarta debata na ten temat, i to w telewizji publicznej.

Jednak spektakl nie porusza wyłącznie tematu eutanazji. To opowieść o rodzinie, którą, jak twierdzi reżyser, chciał odczarować, pokazując ją jako pełną miłości, współczucia i wsparcia. To, że przy produkcji spektaklu rodzina Mateusza Pakuły miała bardzo duży wkład, doskonale ilustruje tę ideę.

Przed niemałym wyzwaniem stoi przy każdym przedstawieniu zespół aktorski. Wcielają się oni bowiem w prawdziwych bohaterów tej historii – rodzinę Pakułów.

Posągowy, statyczny, a przy tym idealnie oddający beznadzieję i bezsilność pogrążonego w chorobie ojca Wojciech Niemczyk oraz ekspresyjny, pełen żalu i niezgody Andrzej Plata od początku do końca muszą sprostać – choć nie fizycznie ukazanej, ale emocjonalnej – więzi ojca z synem. Ojciec przechodzący przez piekło i syn, który musi opiekować się nim jak własnym dzieckiem, co wypada poruszająco. Z kolei Jan Jurkowski płynnie przechodzi nie tylko przez skrajne stany emocjonalne, ale także przez postacie bohaterów.

Oprócz drugiej strony narratora, łącząc się z nim wspólną emocją i potęgując napięcie, gra również siostrę i matkę Mateusza, odnajdując w sobie subtelną, kobiecą wrażliwość, wolną od przerysowania. Z kolei 17 postaci granych przez Szymona Mysłakowskiego stanowią doskonałą groteskową lub czysto komediową przeciwwagę w swojej plastyczności i karykaturze.

Pakuła potrafi doskonale dopasować muzykę, co udowodnił już w przypadku „Lem vs P.K. Dick”. Tutaj motyw „Skyfall” rozpoczynający przedstawienie słowami „This is the end” oraz utwór „Live and Let Die” idealnie współgrają, oddając myśl spektaklu: „Żyj i pozwól umrzeć”.

Na uwagę zasługuje niewątpliwie scenografia Justyny Elminowskiej. Wyłaniające się z mroku rury, które mogą przywołać kształt jelit, z których wyjeżdżają mroczne i nieprzyjemne postaci tej opowieści (grane przez kameleona scenicznego, Szymona Mysłakowskiego), łączą się z fekalnością, często przewijającą się w spektaklu w kontekście choroby ojca. Jednocześnie oddają one choroby toczące polskie społeczeństwo, takie jak nieudolność służby zdrowia, brak zrozumienia czy wreszcie zastany kler i wiara.

To nie jedyny spektakl, w którym reżyser polemizuje z wiarą oraz, jego zdaniem, zmurszałym Kościołem katolickim. W tym przypadku słowo „polemizuje” wydaje się bardzo delikatne, wszak padające ze sceny „Jazda z kurwami…” stawia raczej na walkę.

Tu pojawia się pewien zgrzyt. Z jednej strony Pakuła chce tym spektaklem skłonić do refleksji jak największą część społeczeństwa, przede wszystkim środowisko katolickie, które jest głównym przeciwnikiem eutanazji w Polsce. Z drugiej strony dosadne i agresywne uderzenie może wywołać efekt przeciwny, sprawiając, że owi ludzie nie będą chcieli podjąć dialogu z reżyserem, zamkną się w swoich bańkach, właśnie z powodu poczucia bycia atakowanym za sam fakt bycia katolikiem.

Spektakl, dzięki obrazowości opowiadanej historii, porusza, bawi się emocjami, od smutku po zwijanie się ze śmiechu. Pakuła chciał w ten sposób ukazać zacieranie się granic emocji, kiedy sytuacja jest tak szczera, a przy tym dojmująco groteskowa, że zaczynamy się śmiać. To jedno z ważniejszych przedstawień ostatnich lat, które stanowi istotny zapalnik do rozmowy o eutanazji, śmierci, rodzinie i stracie.

Oglądając spektakl, każdy, kto w wyniku choroby stracił bliską osobę, będzie w stanie powrócić do wspomnień, choć bolesnych, to pomagających.

PS. Autorzy zapraszają też do wysłuchania ich rozmowy na temat spektaklu, która dostępna jest TUTAJ i TUTAJ.  

Adrian Kotnis i Damian Kulig
Tekst powstał na zamówienie
XXII INTERPRETACJI
w ramach współpracy ze studentami
kierunków: kulturoznawstwo, kultury mediów i polonistyka
na Uniwersytecie Śląskim