Recenzja spektaklu konkursowego Teatroteki „Długo nic, a potem wcale”
Zapraszamy do lektury recenzji kolejnego spektaklu telewizyjnego pt. „Długo nic, a potem wcale” zrealizowanego przez WFDiF w ramach projektu „Teatroteka”, prezentowanego w konkursie na najlepszą reżyserię spektaklu tv podczas 22. INTERPRETACJI. Autorką recenzji jest Marta Konsek.
*
„Rozmowy o życiu”
Po obejrzeniu spektaklu Teatroteki „Długo nic, a potem wcale” zabieram ze sobą myśl o byciu człowiekiem. Zostaję z głodem rozmowy i słuchania drugiej osoby, ponieważ właśnie o tym była dla mnie ta realizacja. Reżyserowi Fryderykowi Najdzie udało się pokazać istotę bycia człowiekiem w bohaterach, których drogi przypadkowo skrzyżowały się, nocą, w pralni samoobsługowej.
Kameralny dramat autorstwa Karoliny Szczypek skupia się na losach czterech postaci. Główną bohaterką jest Justyna (w tej roli Izabella Dudziak) – młoda pracowniczka pralni, której życie ułożyło się w osobliwy sposób – nocna zmiana w spokojnym miejscu zapewnia jej dach nad głową. Pewnej nocy Justynę odwiedzają starszy pan (Krzysztof Stroiński) i młody chłopak (Mateusz Więcławek), a rozmowy z nimi przeplatane są retrospekcjami dziewczyny, w których oglądamy fragmenty jej relacji miłosnej ze starszą od niej kobietą (Marta Ścisłowicz).
Spektakl zaczyna się od monologu Justyny o jej życiu, o wydatkach i o pracy. Na wstępie dostajemy kilka faktów z życia bohaterki – młodej kobiety borykającej się z długiem zaciągniętym na zagraniczne stypendium. Rola Izabelli Dudziak od początku urzeka naturalnością i szczerością, dzięki czemu widz – zwłaszcza młody – może z marszu utożsamić się z bohaterką i podejrzeć jak sobie radzi w świecie, który dobrze znamy. A jedną z wad tego świata jest niezwykła łatwość mówienia nieprawdy, tak dobrze opanowana przez ludzi. W początkowej, symbolicznej scenie spektaklu Justyna wkłada sobie na głowę koszyk na pranie i – jakby z wnętrza klatki – mówi o powszechności kłamstwa. Jej słowa, proste i szczere, są celną diagnozą tego, co dzieje się dookoła niej. I to właśnie wątek prawdy jest osią całego spektaklu. A pralnia staje się przestrzenią do rozmowy o życiu.
Co ważne w przypadku tego konkursu – spektakl „Długo nic, a potem wcale” jest świetnie przez Fryderyka Najdę wyreżyserowany, na co składają się m.in. przemyślana praca kamery, montaż, zdjęcia, dobór muzyki, umiejętne poprowadzenie aktorów i przesłanie ukryte w sztuce o pracowniczce pralni i jej nocnej klienteli.
Bardzo dobrze wypada pokazanie na ekranie relacji międzyludzkich. Bohaterowie odwiedzający pralnię zaczynają rozmowę z pracującą w niej Justyną od małego kłamstewka. Wyjaśniają jej co tutaj robią w nocy, co akurat muszą wyprać, skąd pochodzą plamy, których chcą się pozbyć. Później, w miarę rozwoju sytuacji i coraz swobodniejszej rozmowy, stopniowo otwierają się przed nowo poznaną dziewczyną. Tym, co łączy wszystkich bohaterów jest doświadczenie śmierci, choć tak różne dla każdego z nich.
Za serce chwyta historia starszego pana, przepięknie odegrana przez Krzysztofa Stroińskiego. Bohater mimo początkowego wyparcia, przechodzi przez śmierć bliskiej osoby, rozumiejąc naturalność i nieuchronność umierania, co z ust starszego człowieka jest mądrością przekazaną młodej dziewczynie. Na jego twarzy widać i w jego głosie słychać paletę szczerych emocji ujawnionych w rozmowę z drugą osobą. Międzypokoleniowy duet Dudziak-Stroiński świetnie się ogląda i – co ważniejsze – dogłębnie przeżywa ich konwersację.
Na docenienie zasługuje także muzyka Zygmunta Koniecznego, która dopełnia klimat kameralności, wręcz intymności panującej w tym spektaklu. Warto wyróżnić także zdjęcia, które wprowadzają przestrzeń do kadrów, dając niesamowity efekt – bliskiej rozmowy bez poczucia przytłoczenie, oraz pracę kamery, której zawdzięczamy płynność ekranowych wydarzeń. Twórcom udało się pogodzić te dwa światy – przestrzeń i intymność, co daje widzowi poczucie przyjemnego zanurzenia się w świecie przedstawionym.
Aktorzy z lekkością, ale w sposób przemyślany, operują na emocjach granych przez nich postaci i emocjach widzów, kreując żywych i dających się lubić bohaterów. Dramaturgia przedstawienia sprawia, że nie wiadomo kiedy mija te kilkadziesiąt minut i widz zostaje z autentycznym uczuciem niedosytu. Ale też jakiejś nadziei, że być może z ludzkością nie jest aż tak źle, skoro potrafi słuchać? Rozmowy bohaterów, mające swoją wewnętrzną dynamikę, wcale nie nużące, sprawiają, że zaraz po seansie chciałoby się wyjść z domu i porozmawiać z nieznajomymi ludźmi. Tak po prostu!
Marta Konsek Tekst powstał na zamówienie
XXII INTERPRETACJI w ramach współpracy ze studentami kierunków: kulturoznawstwo, kultury mediów i polonistyka na Uniwersytecie Śląskim