„Niepokój przychodzi o zmierzchu” w konkursie o Laur Konrada
Czwarty spektakl w konkursie o Laur Konrada to „Niepokój przychodzi o zmierzchu” w reżyserii Małgorzaty Wdowik z Wrocławskiego Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego.
Kiedy ludzie są wychłodzeni, trzeba ich traktować jak porcelanę. Najmniejszy dotyk może okazać się śmiertelny.*
Przedstawienie na podstawie książki Marieke Lucasa Rijnevelda „Niepokój przychodzi o zmierzchu” jest wizualną opowieścią o doświadczeniu straty oraz o jej odkładaniu się w ciele i w wyobraźni; o próbie skonfrontowania się z tragedią, która więzi 10-letnią bohaterkę i jej bliskich w świecie pogrążonym w żałobie; o potrzebie odnalezienia sensu w śmierci. To także historia o dojrzewaniu i o końcu dzieciństwa.
Świat, w którym panuje wieczna zima i przenikający chłód, pełny jest magicznego myślenia, zaklęć i modlitw. Widzimy go oczami małej dziewczynki wchodzącej w czas dorastania. Jest ona zarówno obserwatorką biegu wydarzeń, narratorką, jak i kreatorką fantazji – przechowuje wspomnienie tragedii, mierzy się z poczuciem winy i odpowiedzialności za rodziców, zmaga się z ukłuciami pustki.
Plastyczność świata widzianego z perspektywy dziecka i dziecięca wyobraźnia opisana w książce pozwalają na tworzenie, z zapisanych w niej doświadczeń, obrazów. Obrazy te stają się samodzielnymi mikrohistoriami. Niepokojąca codzienność, z której reżyserka buduje wizualność przedstawienia, składa się także z obserwacji więzi pomiędzy ludźmi, a zwierzętami. Przez ten pryzmat możemy lepiej przyjrzeć się relacjom rodzinnym – rodzinie, która żyje obok siebie, a nie ze sobą.
*Marieke Lucas Rijneveld, “Niepokój przychodzi o zmierzchu”
MEDIA O SPEKTAKLU:
Wdowik w ślad za autorem snuje opowieść o tragicznej śmierci dziecka, która na zawsze zmienia życie pozostałych członków rodziny. Rodzeństwo Jas, Obbe i Hanna – świetne trio Agnieszka Dziewa, Jakub Pewiński i Karolina Paczkowska – musi radzić sobie nie tylko z żałobą, bólem i lękiem, pogłębiającą się depresją rodziców, ale i z własnym dojrzewaniem. Mieszkańcy tej mrocznej krainy nieustannie żyją w cieniu śmierci. Zwierzęta gospodarskie, ludzie – wszyscy podlegają tym samym absurdalnym, niemożliwym do zrozumienia regułom. Rzeczywistość oglądana z perspektywy nastoletniej bohaterki jest w gruncie rzeczy przerażająca. Monumentalna powieść, choć w adaptacji Roberta Bolesty zredukowana do kilkunastu zaledwie zdań, znajduje na scenie efektowny, bardzo zmysłowy teatralny ekwiwalent. Przede wszystkim za sprawą dobrego zespołowego aktorstwa, intrygującej ścieżki dźwiękowej oraz sugestywnej choreografii.
Michał Centkowski, Przegląd
To przedstawienie mogło powstać tylko w Teatrze Pantomimy. Niezwykły kunszt i dyscyplina wewnętrzna artystów sprawiają, że zanika różnica pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem. Każdy z nas stać się może żertwą ofiarną. Ciała odgrywają w tym spektaklu ważniejszą wolę od słów czy to mówionych, czy wyświetlanych na tylnej ścianie. Artyści zastygają w bezruchu na długie chwile, poruszają się często jakby nie z własnej woli i tylko wtedy, kiedy muszą. To ciała we władzy sił obcych, może zła.
Mirosław Kocur, Teatralny.pl
Spektakl skonstruowany jest z serii pojedynczych scen, tak jakby główna bohaterka wyciągała z głowy kolejne wspomnienia i dzieliła się nimi z widzami. Epizody te rozgrywają się niespiesznie, a napięcie budowane w przedstawieniu bazuje właśnie na powolnym przeciąganiu poszczególnych opowieści. Wdowik w tych zabiegach jest precyzyjna i nie przekracza granic, za którymi widz mógłby poczuć znużenie i domagać się szybszej akcji. Tekst wypowiadany przez aktorów uzupełniają wyświetlane na ścianie napisy – fragmenty refleksji narratorki. Warstwa tekstowa jednak jest w spektaklu oszczędna. Zdecydowanie większy ciężar emocjonalny oraz fabularny położony został na ruch oraz wizualną stronę przedstawienia. Choć wiele sytuacji zostaje przemilczanych, bohaterowie nie zawsze komentują swoje działania lub nie kończą dialogów, znaczenie poszczególnych scen jest czytelne.
Katarzyna Mikołajewska, Gazeta Wyborcza
Występują: