Strona główna / Interpretacje / Aktualności / Bitwa na dźwięki. O słuchowisku konkursowym „Warszawianka”
Bitwa na dźwięki. O słuchowisku konkursowym „Warszawianka”
Wawrzyniec Kostrzewski
12/11/2018 Janusz Łastowiecki

Zaczynamy festiwalową podróż z tytułem kluczowym dla powstania słuchowiska w Polsce. To właśnie „Warszawianka” w adaptacji Alojzego Kaszyna (premiera: 29 listopada 1925 r.) zainicjowała jedną z najbardziej osobliwych i tajemniczych dróg, jakimi może podążać odbiorca sztuki współczesnej. Tak się ciekawie złożyło, że tematy i poetyki, które mienią się w pięciu festiwalowych słuchowiskach, są znamienne dla złożonego rozwoju teatru wyobraźni w Polsce.

Każdy z tytułów prezentowanych w ramach niniejszego przeglądu uwypukla jedną z cech charakteryzujących radiowy rodzaj odbioru sztuki. Ważnym pojęciem, które towarzyszy odbiorowi tego słuchowiska, jest oczekiwanie. W spektaklach fonicznych zbawienną rolę pełniła m.in. kapiąca woda z kranu. Można było poprzez tych kilkadziesiąt urwanych dźwięków wyrazić emocje towarzyszące bohaterom. W legendarnym „Depozycie” Andrzeja Mularczyka krople spadające do umywalki będą odmierzać czas do rana. Dwie kobiety czekają na otwarcie sklepu z antykami. W tym sklepie bowiem znajduje się papierośnica po zmarłym ojcu i mężu. Krople, odmierzając czas, załamują jednocześnie jego realne granice. Są w stanie wydłużać i zagęszczać chwile w nieskończoność. Ot i cała prawda o mocy dźwiękowych interwałów. W „Warszawiance” to nie tylko generał Józef Skrzynecki (Przemysław Bluszcz) wraz z generałem Chłopickim (Adam Ferency) czekają na wieści z bitewnego pola. Słuchacze również.

Zadanie jest tym trudniejsze, bo język Stanisława Wyspiańskiego nam tego nie ułatwia. To rozpoznanie dokonuje się więc w obliczu ogromnego napięcia związanego z tym, co dalej. Bitwa o Olszynkę Grochowską z 1831 roku, najbardziej krwawy akt powstania listopadowego, opowiedziana tu jest poprzez zderzenie dowódczego cynizmu z bajrońską młodością. Dokładnie tak. I tę dychotomię słychać.

Wawrzyniec Kostrzewski pojawił się w radiu wraz z tekstem Magdaleny Miecznickiej „Cudze meble”. Już wówczas czuć było (luty 2017 r.), że reżyser telewizyjnych „Listów z Rosji” i „Walizki” przyniesie do radia nowy rytm, który sygnalizowała już muzyka Piotra Łabonarskiego – szybka, rozpędzona i przy tym niebywale lotna, poetycka. Tak jakby „Szaloną lokomotywę” wpuścić do Bronowic. Wracamy jednak na Olszynkę Grochowską, do „Warszawianki”. Tu z kolei napisania muzyki podjął się Mateusz Wachowiak. Soundtrack młodego akordeonisty i harmonisty podkreśla umowność sytuacji. Brzmi transowo, niepokojąco.

Reżyser podjął się trudnej roli. Jedna rzecz to wspomniany tu powyżej modernistyczny język. Mikrofon to czuły instrument. „Słowa w mikrofonie pęcznieją” – pisał w swoim międzywojennym felietonie Jan Ulatowski. To rejestrujące wszystko i wszystkich urządzenie jest w stanie wyłowić wszelkie drobiazgi i niejasności. Utwór radiogenny za pomocą mikrofonu uwypukla cały gęsty świat znaków i pojęć, których nie zna nasza najnowsza polszczyzna. Do tego dochodzi naczelna cecha – radiowe ucho igielne, przez które musimy przejść. Warunkiem tego wejścia w osobny świat dźwięków jest zgoda na niewidzenie.

Przy „Warszawiance” brak aspektu wizualnego może na początku przeszkadzać. Przyzwyczajeni do telewizyjnych i teatralnych realizacji polskiego dramatu narodowego, jesteśmy tutaj w kłopocie. Jak bowiem usłyszeć milczącego Wiarusa? Poprzez odgłos zabłoconych butów? Kostrzewski skorzystał z reżyserskiego prawa do rozbudowy muzycznej polifonii. Wiarus jest słyszany poprzez usta innych postaci.

Pomocne okazały się didaskalia Wyspiańskiego, dzięki którym udało się zdystansować jeszcze bardziej figurę Wiarusa. To on z milczącego bohatera wizualnych adaptacji utworu staje się dodatkowo niewidzialnym nasłuchującym – a przez to jest bliżej nas, zanurzonych w dźwiękowej otchłani. Kluczem do czytania poszczególnych partii dialogowych jest muzyczność, pogłębiona przez Kostrzewskiego. Początkowy realizm sytuacyjny w miarę upływu sekund i minut ulega przypływom i odpływom ambientowego nurtu.

Jakie jest to otoczenie dźwiękowe w „Warszawiance”? Trzaskają szyby, słychać wybuchy i pojedyncze eksplozje. W środku pomieszczenia zupełnie inny świat. Toasty prześcigają się z głosami przerażenia. Młodzi ćwiczą pierwsze wersy tytułowego utworu muzycznego. Dobijająca się do okien świadomość śmierci łączy się z siłą głosów – bitwą na to, kto jest wyraźniejszy, donioślejszy. Jest to siła jednak wyjątkowo polska – czasami zbyt absurdalna w swojej narodowej pewności.

Doświadczeni aktorzy (Dominika Kluźniak, Olga Sarzyńska) spotykają się tu z debiutantami z Akademii im. Aleksandra Zelwerowicza (Marcin Stępniak, Hanna Skarga, Maciej Babicz, Agata Różycka, Anna Lemieszek, Karolina Charkiewicz, Dawid Ściupidro i Michał Klawiter). To wartość dodana. Młodość, przy której mikrofony zaczynają oddychać. Posłuchajcie. Po prostu. Dajcie się unieść na wietrze dźwięku.

Autor: Janusz Łastowiecki
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 1

12 listopada, Wydział Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, ul. św. Pawła 3, Godz. 10.00

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: