Strona główna / Interpretacje / Aktualności / „Biada Wam!” czy referat na lekcję ekonomii? O spektaklu mistrzowskim „Męczennicy”
„Biada Wam!” czy referat na lekcję ekonomii? O spektaklu mistrzowskim „Męczennicy”
18/11/2018

„Męczennicy” w reżyserii Grzegorza Jarzyny to pozornie prosta historia o ekscesach wieku dojrzewania i parareligijnej ekstazie płynącej z nieprzepracowanych problemów z młodzieńczą seksualnością. „Wypowiadam wojnę przeciwko nieobyczajności” – formułuje swój protest Lidka, jednocześnie coraz bardziej izolując się od ojca i szkolnych kolegów.

Mimo tego podstawowego tematu reżyser w toku spektaklu nieraz podsuwa nam mylne tropy. Domysły dotyczące wypieranego homoseksualizmu Lidki, trauma rodzinna i brak matki, trudności w kontaktach z rówieśnikami, wpływ księdza na poglądy religijne bohaterki czy też obserwacja dorosłych z najbliższego otoczenia, oddających się w szkole dwuznacznym flirtom. Wszystko to z pewnością mogłoby tłumaczyć pogarszający się stan Lidki. W końcu, jak komentuje Hanna: „Pokwitanie to jest przejściowa choroba psychiczna”.

Co jednak, gdy każdy z tropów ginie w niedopowiedzeniu? Gaśnie w blackoutach rozdzielających poszczególne sceny i nie daje satysfakcjonującej diagnozy? W dociekania te zaangażowani są także dorośli bohaterowie spektaklu. Ojciec (Cezary Kosiński), biolożka Hanna (Marta Malikowska/Aleksandra Konieczna), Dyrektor szkoły (Tomasz Tyndyk) i Ksiądz (Sebastian Pawlak) – postaci te, choć świetnie poprowadzone aktorsko, potwierdzają tylko, że świat dorastania nie stanowi żadnego wzorca, knebluje usta i jedynie socjalizuje w społecznym poczuciu lęku. Choć scenariusz i dialogi sugerują, że podejmowane są starania, by Lidka wróciła do normy, coś w dramaturgii spektaklu sprawia, że nie da się zawierzyć i tej oczywistości. Obserwujemy raczej z wolna rozpędzającą się lokomotywę uczuć nastolatki, ekstatycznych uniesień duchowych i rozpaczliwego wołania o pomoc, czy też może… rodzącej się determinacji i poczucia mocy?

W spektaklu Jarzyny nie ma klasycznego wołania o pomoc ani rodzicielskiej interwencji. Wykrzykiwane przez Lidkę „Biada Wam!” nie stara się też przekonać widza, że oto rodzi się silna bojówka chrześcijańska. Zaskakuje za to umiejętne połączenie w kreacjach aktorskich (Lidka – Justyna Wasilewska, Zosia – Roma Gąsiorowska, Franek – Mateusz Górski) młodzieńczości z dojrzałością oraz równoprawność poglądów wobec dorosłych bohaterów. Dysputa o teologii rozpisana jest po równo na każdą z postaci spektaklu, dzięki czemu mogły zrodzić się intrygujące pytania o naturę wiary poza metrykalnymi zależnościami.

Czy bardziej naiwna jest nastolatka szukająca poczucia bezpieczeństwa w ultrakatolickich praktykach religijnych, czy ksiądz jawnie przyznający się do tego, iż jego wiara jest silna tylko w gronie instytucjonalnej wspólnoty Kościoła? Czy moralną bohaterką jest Hanna, która w finałowej scenie wbija jezusowe gwoździe w szpilki i oświadcza, że „nie rusza się stąd i jest na swoim miejscu”, czy może Zosia, przeżywająca zgodnie ze swym wiekiem fascynacje rówieśnikami i niewstydząca się ani swojej niewiedzy, ani uległości wobec przyjaciółki? To, co religijne, łączy się w spektaklu z tym, co codzienne, naiwność z fundamentalizmem, samotność i chęć alienacji z potrzebą bliskości i akceptacji, obecność społecznych norm z ekspresją indywidualizmu.

W końcówce przedstawienia zgrzyta nieco naiwny obraz Lidki zdejmowanej przez nauczycielkę z prowizorycznego krzyża oraz oskarżenie Hanny o molestowanie i szybki osąd Dyrekcji. Mimo to całość rozwiązań dramaturgicznych uznać należy za ożywczą mieszankę różnych emocji i refleksji krążących wokół silnych światopoglądowych tez, lecz niestawiających ostatecznych rozstrzygnięć.

Ważnym tematem „Męczenników” zdaje się być również podskórny erotyzm, który wkrada się w dialogi i strukturę ruchową spektaklu dzięki serii drobnych aktorskich gestów, mikrozachowań scenicznych, półsłówek. Jego źródłem nie są bardziej oczywiste sceny (np. niewinny pocałunek nastolatek czy atak Franka na Lidkę) czy pojawiający się raz na jakiś czas temat homoseksualizmu.

Olbrzymim atutem spektaklu jest również niepokojący, chłodnozielony pejzaż scenograficzny (scenografia: Monika Pormale) – z jednej strony odnoszący się do rzeczywistości (wyświetlane obrazy wnętrz mieszkań czy szkolnych korytarzy), z drugiej minimalistycznie i symbolicznie podchodzący do tych odniesień. Realne przestrzenie stają się znakami, momentami celnie odrealnionymi dzięki animowanym wstawkom rozmytego ruchu przechodzących przez korytarze uczniów czy z zasady stosowanymi zaciemnieniami i przekształceniami obrazów (wideo: Robert Mleczko, światła: Felice Ross).

Jarzynie udało się uniknąć natrętnego dydaktyzmu (zarówno po stronie radykalnie katolickiej, jak i scjentystycznej wizji świata) i uchylić rąbek tego, co tworzy lęk każdego z nas, bez względu na poglądy religijne. Niemożność poznania ostatecznych kwestii bytu zderza się z konkretem życia i koniecznością radzenia sobie z życiem wśród ludzi i z samym sobą. To, czy potraktujemy to z kpiną, czy realną grozą, zależy już tylko od nas.

Anna Duda
Tekst pochodzi z „Gazety na Interpretacje” nr 5

Niedziela, 18 listopada 2018 roku, Sala widowiskowa, Katowice Miasto Ogrodów – Instytucja Kultury im. Krystyny Bochenek, pl. Sejmu Śląskiego 2, Godz. 18.00

Kategoria: Aktualności

Zobacz również: